Dwie postawy rodzicielskie: nadopiekuńczość i wycofanie rodzica i ich konsekwencje dla rozwoju dziecka.
Nie chodzi oczywiście o generalizowanie, że zawsze tak jest i że każdy ma takie doświadczenia z rodzicami lub, że sam tworzy taki model rodziny. Oczywiście, że tak nie jest i doskonale wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę. Chcę opisać jedynie pewien model systemu rodzinnego, który bardzo często pojawia się w opowieściach moich pacjentów. Jest to model pt.: obecna, troskliwa, często nadopiekuńcza matka i nieobecny, nieaktywny, nieudzielający się ojciec.
Bardzo dużo pracuję z ludźmi, czy to indywidualnie czy z parą czy z dzieckiem, czy to z rodzicami dzieci… Ostatnio bardzo często słyszę o takim doświadczeniu związanym z relacją z rodzicami, gdzie mamy są obecne i nawiązują z dziećmi bliską troskliwą relację, a ojcowie… trzymają się z boku. Często słyszę, że wynika to z faktu, iż matki są bardziej empatyczne i potrafią rozmawiać, a ojcowie dużo pracują i nie chcą się „mieszać”. Jak to wygląda w praktyce? Gdy dziecko ma problem, z którym nie może sobie poradzić, wie, że gdy pójdzie do mamy uzyska pomoc, a przynajmniej zostanie wysłuchane. Do ojca nie idzie, ponieważ albo uważa, że i tak go to nie interesuje, albo ojciec jest taką osobą, która skupia się głównie na egzekwowaniu wymagań i zatrzyma się na problemie, czyli na tym, że coś jest nie zrobione, a nie na próbie wniknięcia w przyczynę takiego stanu rzeczy, czyli poszukanie wraz z dzieckiem powodu oraz możliwych jego rozwiązań czy zwyczajnej rozmowy z nim o tym.
Często gdy zadaje pytanie: „Do kogo udawałeś/udawałaś się jak miałeś/miałaś problem?” Słyszę, że albo do nikogo, sam sobie radziłem, albo ewentualnie do mamy, bardzo rzadko słyszę, żeby ktoś udawał się ze swoim problemem do taty. Gdy pytam o powód takiego stanu rzeczy, słyszę: „bo i tak nikogo to nie interesuje, mama przynajmniej się stara pomóc, natomiast ojca w ogóle nie interesuje co się ze mną dzieje”. Kiedy dopytuję dalej bardzo często słyszę, że ojcowie dużo wiedzą o swoim dziecku, lecz informacji zasięgają – uwaga – u mamy. Bardzo rzadko pytają swoje dziecko wprost o jego sprawy, problemy, jego sytuację. Oznacza to prawdopodobnie, że to nie tak, że dziecko i jego problemy nie interesują ojca, skoro dowiaduje się o nich od matki, tylko z jakiegoś powodu sam nie inicjuje kontaktu z dzieckiem w ten sposób, aby pokazać mu, że o tym myśli, że to dla niego ważne.
Dlaczego ojcowie dowiadują się od matek co dzieje się z ich dzieckiem? Dlaczego nie rozmawiają ze swoimi dziećmi? Co to budzi w dziecku? Budzi to poczucie, że ojca zupełnie nie obchodzę, ani ja ani moje problemy, uczucia, że jest mu to obojętne co się ze mną dzieje, że uaktywni się jeśli coś przeskrobie i trzeba będzie mnie skarcić, no bo ktoś w końcu musi w domu trzymać dyscyplinę. Dziecko z doświadczeniem relacji z takim rodzicem nie będzie mogło zbudować stabilnego obrazu swojej osoby oraz zdrowego poczucia własnej wartości, gdyż do tego potrzebuje odzwierciedlenia zarówno ze strony jednego jak i drugiego rodzica. Mama daje inne komunikaty, ojciec inne, oba równie ważne i pożądane, jeśli jednego zabraknie, obraz jest niepełny. Obraz dziecka jest wręcz zaburzony, gdy jedno z rodziców jest wycofane i nie bierze aktywnego udziału w wychowaniu dziecka. No bo co to mówi dziecku, kiedy nie widzi i nie słyszy zainteresowania ze strony swojego taty? „Nie obchodzę go, jestem dla niego nieważny, nieciekawy, nieinteresujący na tyle, żeby ze mną porozmawiać, zapytać co czuję, czego pragnę, z czym mam kłopot”.
Jak taki brak odzwierciedlenia przekształca się w swój własny obraz w dorosłości? Dokładnie w taki sam sposób zaczynamy myśleć o sobie „Jestem nieważny, nieinteresujący, nikogo nie obchodzi co czuję, co się ze mną dzieje, z czym mam problem, nikt nie będzie chciał słuchać tego co mam do powiedzenia”. Jak krótka jest to droga do bycia wycofanym, niepewnym siebie, niemówiącym o sobie innym nietrudno się domyślić. Nasz głos wewnętrzny nie tworzy się jedynie ze słów, które padły, tworzy się też z braku tych słów, na które się czekało.
Inne konsekwencje nieobecny emocjonalnie ojciec wywoła u dziewczynki, inny u chłopca. Dziewczynka to od swojego ojca, jako pierwszego mężczyzny jej życia dowiaduje się, że jest piękna, że jest atrakcyjna, że jest śliczną dziewczynką którą jej ojciec może się zachwycać. Wyrośnie dzięki temu na kobietę świadomą swojego kobiecego piękna, pewną siebie i ze zdrowym poczuciem wartości, które nie będzie desperacko potrzebowało potwierdzeń ze strony otoczenia, że jest ładna, że nie jest gruba, brzydka, itp. Chłopiec natomiast brak ojca przeżywa w postaci braku męskiego wzorca do naśladowania, braku wskazówek co to znaczy być mężczyzną, jak się zachowywać, jak traktować kobietę, jak tworzyć z nią spełnioną relację, często tacy chłopcy wyrastają na mało pewnych siebie lub agresywnych mężczyzn.
Dlaczego ojcowie dowiadują się co się dzieje z ich dzieckiem od mam? Dlaczego mężczyźni tak rzadko inicjują rozmowę? Dlaczego ojcowie tak rzadko są wobec swoich dzieci ciepli, pełni troski, opieki, czułości? Dlaczego zostawiają to mamom? Czy chodzi o model wychowania, w którym mężczyznom nie wypada okazywać uczuć? W którym nie uczy się ich rozmawiać wprost o tym co ich boli? Czy dlatego, że wmawia się im, że okazywanie troski i zmartwienia to okazywanie słabości, i że jest to niemęskie? Czy przytulenie dziecka i wzruszenie się na jego jasełkowym przedstawieniu w przedszkolu to coś czego nie wypada pokazywać, robić, czuć? Obawiam się, że właśnie tak wiele mężczyzn było i nadal jest wychowywanych. Że mają być silni, męscy, pokazywać władzę, pilnować dyscypliny, krzyknąć jak coś się popsuje, że mają się nie mazać, nie płakać, nie pokazywać, że mają problem. Jak zatem taki mężczyzna ma stać się ciepłym, empatycznym, opiekuńczym ojcem? Oj ciężka to praca nad sobą aby tak się stało.
Kilka słów należy się tu jeszcze mamom, które w przedstawianym tu systemie są obecne. Przez swoje dzieci widziane są jako mamy, które interesuje co dzieje się z dzieckiem, są dostępne, zazwyczaj zaangażowane w rozmowy i pomoc. Są to niekiedy takie mamy, które swoją pomoc ofiarują w sposób nadmiernie opiekuńczy, tzw nadopiekuńczy, aż nadto interesując się tym co dzieje się z dzieckiem i aż nadto martwiąc się o nie. Zostawiają mu tym samym zbyt mało przestrzeni na eksplorowanie własnej życiowej przestrzeni, popełnianie błędów i uczenie się na nich. Pozostawiając poczucie, że świat jest dość mocno skomplikowany i niebezpieczny, i że ciężko poradzić sobie w takim świecie samemu, bez pomocy i wsparcia mamy czy kogoś innego przy kim można się poczuć bezpiecznie. Niestety często u dzieci wychowywanych w ten sposób rozwijają się zaburzenia lękowe, chroniczne poczucie zagrożenia i poczucie nieporadzenia sobie w życiu, często osoby takie poszukują też takiej osoby do wejścia w związek, która zapewni jej poczucie bezpieczeństwa i schronienia. Obecność i dostępność mamy jest nie do przecenienia, jednak jak widać w powyższym opisie warto zdawać sobie sprawę z konsekwencji niewyważenia swojej opiekuńczości wobec dziecka.
Wracając jeszcze na koniec do obojga rodziców: Ojcowie jesteście potrzebni swoim dzieciom! Jesteście potrzebni ze swoimi uczuciami, słabościami, problemami, łzami, wątpliwościami, z tym wszystkim co wasze, co prawdziwe i autentyczne. Nie potrzeba bowiem dziecku idealnych rodziców, potrzeba im rodziców obecnych i prawdziwych, takich, do których zawsze można przyjść i mieć poczucie, że jest się chcianym i mile widzianym. Mamy kochajcie swoje dzieci i obdarzajcie je wiarą w swoje możliwości, nie martwcie się o nie zbytnio, pozwalajcie na upadki, tak aby mogły wyrosnąć na dorosłych wierzących w siebie i swoje możliwości.
Zdjęcia:
Designed by Bristekjegor / Freepik
Learn MoreJak sobie radzić z lękiem
Zaburzenia lękowe dotykają dzisiaj coraz więcej osób. Coraz trudniej jest nam reagować na otaczającą nas rzeczywistość ze spokojem i opanowaniem. Nie martwić się i nie bać o jutro, o życie, o zdrowie dla niektórych wydaje się być zadaniem nierealnym.
Lęk – czym jest i skąd się w ogóle wziął?
Lęk w odróżnieniu od strachu jest uczuciem nie opartym na rzeczywistości. Tak jak strach dotyczy realnej sytuacji i jest odpowiedzią na nią, np. na szybko nadjeżdżający samochód reagujemy strachem bo boimy się, że stanie się nam krzywda, tak już lęk jest bardziej odpowiedzią naszej psychiki na określoną sytuację, tzn nie dotyczy bezpośredniego zagrożenia, tylko interpretacji naszej psychiki, że trzeba się bać.
Warto odróżnić od siebie te dwa pojęcia, bo są one czymś zupełnie innym. Strach i lęk to dwa bieguny odpowiedzi na coś co nam zagraża. Strach na zagrożenie realne a lęk na zagrożenie stworzone i wyolbrzymione przez twory naszej psychiki. Strach jest emocją tak samo ważną i potrzebną jak radość, smutek lub złość. Niesie nam określoną informację o sytuacji, w której się znajdujemy, np. widząc groźnie wyglądającego i krzyczącego do nas mężczyznę, gdy jesteśmy same na spacerze możemy dzięki strachowi zareagować, podjąć jakieś działanie, np. zacząć uciekać. Strach mówi o sytuacji w której coś nam zagraża, może stać się krzywda nam lub bliskiej nam osobie, widzimy coś w związku z czym możemy ponieść stratę- zdrowotną, materialną, w relacji, itp. Warto zdawać sobie z tego sprawę, że nie ma emocji dobrych i złych, są raczej przyjemne i nieprzyjemne, i każda ale to każda jest nam potrzebna i czemuś służy. Czasami bywa tak, że w toku naszego wychowania osoby będące blisko nas nie uczą nas rozumienia i radzenia sobie z emocjami, a one są z nami niezależnie od tego czy tego chcemy czy nie, czy zdajemy sobie z nich sprawę czy jesteśmy tego nieświadomi. Długotrwałe niezajmowanie się swoimi emocjami w odpowiedni sposób prowadzi do ich gromadzenia, potem do tłumienia, wypierania, lub niekontrolowania, a w konsekwencji do powstania lęku.
Czym jest lęk?
Niektórzy psycholodzy twierdzą, że jest stanem przypisanym życiu człowieka już od chwili narodzin, kiedy wychodząc z łona matki konfrontujemy się z nieprzyjemnym, nieznanym nam wcześniej otoczeniem, gdzie jest zimno, głośno, zbyt jasno, dziecku towarzyszy przerażenie i lęk. Jeszcze inni odwołują się do czasów prehistorycznych kiedy to dzieci były dość łatwym celem i łupem dla innych, w związku z czym nauczyliśmy się przebywać zawsze bardzo blisko matki.
Oddzielenie, oddalenie od niej skutkuje pojawieniem się lęku, dzisiaj mówimy o nim lęk separacyjny. Ludzie doświadczają przeróżnych rodzajów lęku, lęku uogólnionego, napadów lęku, lęku społecznego, różnego rodzaju fobii, lęku obsesyjnego, lęku wynikającego z traumy i długotrwałego stresu.
Z psychoterapeutycznego punktu widzenia patrząc na lęk można go rozumieć wielopłaszczyznowo, jako spadek po lękliwym rodzicu, jako konsekwencje wychowywania się w trudnych przemocowych lub zaniedbujących dziecko warunkach, jako element określonej osobowości, np. osoby perfekcjonistyczne, z tendencją do nadmiernej kontroli mogą być bardziej lękliwe, może być to też efektem przeżytej gwałtownej traumy.
Niezależnie od przyczyny pojawiający się lęk mówi o jakiejś nieprawidłowości dziejącej się w systemie nerwowym, jest pewnego rodzaju nadmiarem pokazującym jak dużo dzieje lub wcześniej zadziało się w emocjach.
Lęk jest stanem bardzo trudnym, wyniszczającym, męczącym i powodującym wielkie cierpienie. Osoba czująca choć raz w swoim życiu ten stan wie jak ciężko jest go wytrzymać. To co najczęściej pojawia się w głowie osoby czującej lęk to to jak przestać go czuć, jak sobie z nim poradzić, żeby odszedł. Sposoby, które się wtedy pojawiają, mają za zadanie oddalić nas od niego, powodują, że od lęku uciekamy, np. w zadania, w myślenie o czymś innym, w szukanie sposobów co zrobić. Tymczasem z lękiem dzieje się tak, że im bardziej od niego uciekamy on tym bardziej nas dopada. To trochę jak z gościem, który puka do drzwi naszego domu, którego z jakiegoś powodu nie chcemy wpuścić do środka, niby w końcu jak długo go ignorujemy ten gość odchodzi, ale być może poczuł się odtrącony, – czy nie wróci do nas w formie rozmyślań o tym czy dobrze postąpiliśmy?
Wśród terapeutów często mówi się o tym, że nieprzeżyte emocje w końcu i tak wracają, tylko w dużo brzydszej postaci, np. nieprzeżyty z jakiegoś powodu smutek czy strach za kilka lat może wrócić w postaci trudnego do zdiagnozowania lęku. Czy będąc u kogoś gościem lepiej poczułbyś się będąc zauważonym i przyjętym czy zignorowanym i odesłanym? Tak samo dzieje się z emocjami. Kiedy je ignorujemy, odwracamy od nich uwagę, one muszą gdzieś sobie iść, nie będąc jednak przeżytymi wracają, upominając się o uwagę i miejsce na przeżycie.
Lęk dla osoby przeżywającej go często ma niejasne źródła i przyczyny, w gabinecie często słyszę takie zdanie, że nie wiadomo skąd, nie wiadomo dlaczego ktoś budzi się cały w lęku lub niepokoju, albo zamartwia się całymi dniami sam nie wiem dokładnie czym. O napadach lęku pacjenci często mówią tak, że pojawia się w najmniej oczekiwanym momencie, niby wszystko jest dobrze, a tu nagle przychodzi… niezapowiedziany, niechciany gość, niemalże włamuje się brutalnie i bez pytania, zawłaszczając całą przestrzeń i wszystko wokół.
Dlatego przeżywanie lęku budzi tak wielkie cierpienie – ponieważ odnalezienie przyczyny trochę trwa. Nie wiadomo jakie to nieprzeżyte doświadczenie do nas wraca. Również to, że wstydzimy się mówić wprost o naszych problemach innym zwiększa nasze cierpienie, w samotności lęk przeżywa się trudniej. Boimy się reakcji, napiętnowania, oceny, postanawiamy więc sami sobie radzić. Niestety często przegrywamy w tej nierównej walce.
Co robić w sytuacji kiedy czujemy lęk?
Moim zdaniem to zależy od częstotliwości i czasu trwania, od tego jak długo dana osoba boryka się z tym stanem, jak go rozumie, co jej pomaga, czego potrzeba.
- Patrząc na lęk jako na coś co nie dostało kiedyś uwagi można podejść do tego w sposób dający uwagę, spróbować zauważyć i nazwać swój lęk „rozmawiać” z nim i ze sobą, uznając, że on jest, nie zaprzeczać, nie uciekać.
- Patrząc na lęk jako na zlepek nieprzeżytych emocji można spróbować pozwolić sobie poprzeżywać w danej chwili te wszystkie emocje które przychodzą, nazywając je.
- Dobrze jest zacząć wiązać emocje z konkretnymi faktami, np. czuję teraz lęk bo za kilka dni mam egzamin, boję się, że jak go nie zaliczę to bardzo rozczaruję moją mamę, boje się jak ona to oceni, boję się o swoją przyszłość. Czuję teraz lęk bo coś mnie boli, boję się, że coś może mi się stać, a jestem przecież całkiem sama, tak mi smutno z powodu mojej samotności.
- Patrząc na lęk jako na konsekwencję nierozwiązanych sytuacji warto spróbować zacząć porządkować swoje nierozwiązane sprawy i problemy, ponieważ wszystko to co rozpoczęte i zawieszone musi nieustannie krążyć w naszych myślach, nie dając nam jednocześnie spokoju i domagając się domknięcia.
- Patrząc na lęk jako na konsekwencję tego co dzieje się w naszych emocjach, warto zastanowić się co się dzieje w relacjach z ludźmi istotnymi dla mnie w moim życiu, czy mam to uporządkowane, czy nie chowam do kogoś urazy, nienawiści, złości?
- Patrząc na lęk jako na konsekwencje trzymania emocji w sobie, warto zacząć uczyć się rozpoznawać je, nazywać i mówić o nich głośno innym ludziom. To bardzo często daje ulgę.
- Patrząc na lęk jako na konsekwencję życia w warunkach w których doświadczaliśmy zaniedbania, przemocy, lęku, braku poczucia bezpieczeństwa, braku miłości, troski, obecności, opieki, a także traumy i długotrwałego stresu może być nam trudno poradzić sobie z tym samodzielnie. Z pewnością jest tak, że próbujemy radzić sobie sami, jednak przychodzi taki moment kiedy należy uznać, że wszelkie dostępne nam zasoby wykorzystaliśmy i w dalszej drodze dochodzenia do zdrowia należy zwrócić się po pomoc do specjalisty, psychiatry i psychoterapeuty. Zaburzenia lękowe najlepiej leczy się w psychoterapii, czasami farmakoterapia jest wskazana jako uzupełnienie leczenia, gdy np. lęk uniemożliwia normalne funkcjonowanie lub korzystanie z psychoterapii.
Oprócz psychoterapii istnieją również doraźne sposoby, które można wypróbować, aby złagodzić lęk. Ja proponuje moim pacjentom takie techniki pomocne w momencie przeżywania silnego ataku lęku:
- Nie dawaj się wciągnąć myślom, że coś złego się dzieje, np. że zaraz zemdlejesz lub umrzesz. Tłumacz sobie, że to tylko lęk, że to kolejny atak, który jak wszystkie inne po jakimś czasie przejdzie. Tłumacz sobie, że jesteś bezpieczny i nic Ci nie grozi.
- Znajdź bezpieczne miejsce, usiądź lub spaceruj i oddychaj wolno i głęboko, wciągaj powietrze nosem, wypuszczaj ustami.
- Znajdź coś czym możesz się zająć, policz na przykład wszystkie czerwone przedmioty wokół siebie.
Powyższe sposoby tak jak wspomniałam są doraźne, pomagają w danym momencie kiedy lęk staje się nie do wytrzymania. Warto pamiętać, że lęk można próbować wyciszyć, można go też nakręcić. Powyższe sposoby działają wyciszająco. Wpadając w wir negatywnych myśli o tym, że coś strasznego się z nami dzieje i przytrzymując przy tym uwagę sami nakręcamy spiralę paniki. Odcięcie się od tego jest trudne, ale naprawdę pomaga.
Przy długotrwałym odczuwaniu napięcia i lęku należy poszukać pomocy u psychoterapeuty i oprócz działań doraźnych odnaleźć przyczynę pojawiania się tych stanów. Odnalezienie ich nie zawsze oznacza rozwiązanie ich, ponieważ często okazuję, się, że przyczyna leży daleko w dzieciństwie i nie mamy już dzisiaj na nią wpływu, samo jednak uświadomienie sobie tego i nazwanie przynosi za sobą większą jasność i kontrolę. Wszystko bowiem co uświadomione daje nam kontrolę nad tym. A kontrola daję ulgę. Odkąd wiemy co się z nami dzieje i dlaczego tak się dzieje, możemy szukać sposobów wyciszania tego w sobie i panowania nad tym. Psychoterapia nie ma na celu odebrania uczucia lęku, psychoterapeuta nie ma takiej mocy aby odebrać komuś jego emocje, psychoterapia ma nam pomóc zrozumieć skąd się wziął nasz lęk, jak możemy sobie z nim radzić i w jaki sposób uporządkować swoje życie, siebie i sprawy, aby nie generować tych stanów na nowo.
Learn More
Jeśli to, co robisz nie zbliża Cię do Twoich celów, oznacza to, że Cię od nich oddala.
O coachingu słów kilka
Coaching i rozwój osobisty są dla mnie zbiorem metod i narzędzi do pracy nad własnymi celami oraz sposobem doświadczania i zdobywania samoświadomości.
Ja w pewnym momencie mając już konkretne wykształcenie oraz własne doświadczenia zawodowe potrzebowałam zatrzymać się na przystanku coaching, aby uporządkować to co już wiem, to co umiem i określić drogę jaką chcę podążać aby to wykorzystać. Rozwój osobisty jest dla mnie drogą po której kroczę z niemalejącym zaangażowaniem od wielu lat i nie zamierzam świadomie z niej schodzić, ponieważ odkąd postawiłam na niej pierwszy krok przepadłam na dobre. Coaching traktuję bardziej jako zestaw narzędzi które pomagają mi po tej drodze rozwoju kroczyć.
Zarówno w szeroko pojętej dziedzinie rozwoju osobistego, coachingu czy psychoterapii, którą się zajmuję spotykam się z wysoko wykwalifikowanymi specjalistami jak i osobami które zbyt pośpiesznie się nimi nazywają.
Zdecydowanie podkreślę, że dziedzina wiedzy to nie to samo co ludzie, którzy się nią zajmują!
Jak w każdej dziedzinie a szczególnie związanej z pracą z człowiekiem można spotkać ludzi na których chcielibyśmy ponownie trafić jak i takich których zdecydowanie mamy ochotę unikać.
Przy wyborze specjalisty gorąco zachęcam do kierowania się rekomendacjami, pozytywnymi opiniami, zdecydowanym „tak” oraz konkretnymi efektami pracy tych osób ale także „sprawdzeniem” wykształcenia oraz doświadczenia danego specjalisty. Gdy już sprawdzimy to wszystko nie zapominajmy o własnej intuicji, gdy podczas spotkania zapala nam się „czerwona lampka w głowie” zastanówmy się o co może chodzić. Zweryfikujmy swoje wątpliwości i obawy jeśli takie się pojawiają. Nie kontynuujmy pracy z osobą w relacji z którą czujemy się niekomfortowo, źle, tzn niesłuchani, nieszanowani, nie słyszymy konkretów, planu itp.
Niektórzy do których pójdziesz Ci nie pomogą to fakt, czy więc wtedy powiesz – praca nad sobą i szukanie metod realizowania swoich celów jest do d**y? To nie dla mnie? Nie ma kto mi pomóc? Nie dam rady?
Naprawdę – zacznij od siebie!
Podam Ci taki przykład – być może on wyraźniej pokaże Ci o czym mówię.
Kiedy chcesz ugotować na obiad zupę pomidorową, wybierasz się do sklepu po zakupy i w sklepie okazuje się, że nie ma składników które potrzebujesz. Czy mówisz wtedy że ten sklep jest beznadziejny, obsługa jest głupia a ten kto zarządza dostawami to idiota, w związku z tym nie będę jadł dzisiaj obiadu! ? czy będziesz chodził po sklepach i szukał do skutku, żeby ugotować i zjeść co chcesz?
Albo gdy jesteś przeziębiony i bardzo źle się czujesz, potrzebujesz wziąć wolne w pracy i się wykurować. Gdy zachodząc do lekarza słyszysz „nic Pani nie jest, proszę ciepło się ubrać i będzie wszystko dobrze” idziesz do pracy, cierpiąc cały dzień myśląc o lekarzach, że są idiotami, że szkodzą ludziom, że na niczym się nie znają czy idziesz do innego lekarza, który Cię wysłucha i zaleci odpowiednie leki i odpoczynek w domu?
Komu przypisujesz odpowiedzialność za to co robisz i jaką wybierasz w życiu drogę?
Jestem psychoterapeutą, od prawie 5 lat pracuję psychoterapeutycznie z ludźmi.
Po tych latach widzę wyraźnie jak niesłychanie ważne jest przejmowanie odpowiedzialności za siebie. Dziś już wiem, że nie pomogę osobie, która przychodząc do mnie chce zostawić całą siebie i swoje problemy w moich rękach. Procesy takich osób najczęściej kończą się niepowodzeniem, ponieważ mimo mojego zaangażowania i wiedzy, nie dokonam realnych zmian w życiu tych ludzi, ponieważ to zadanie należy do nich. Ja mogę przekazać im swoją wiedzę, wskazać kierunek zmian, wejść z nimi we wspierającą relację, ale nie wejdę do ich domów i do ich światów i nie zrobię za nich porządku w ich życiu.
Na poczucie własnej wartości wpływa także umiejętność realizowania swoich celów.
Cele aby realizować trzeba najpierw określić, nazwać, następnie zaplanować drogę osiągania ich.
Cele to coś innego niż potrzeby.
Potrzeba to coś czego potrzebuję aby czuć się dobrze, bezpiecznie, aby być zaspokojoną. Np. potrzeba snu, potrzeba miłości, docenienia, dotyku, potrzeba odpoczynku w samotności.
Celem nazwałabym wykonywanie i osiąganie zadań które dają mi satysfakcję, podnoszą moje umiejętności, czynią moje życie pełniejszym, ale nie są niezbędne do przeżycia, np. zdobycie certyfikatu, wycieczka dookoła świata, wybudowanie domu.
Źle rozpoznane potrzeby mogą doprowadzać do próby ubrania ich w cel, którego tak naprawdę nie potrzebujemy, np. marzę o tym aby mieć rewelacyjny samochód, albo pół życia myślę o tym, aby poprawić sobie biust. I wydaje mi się, że kiedy zaspokoję ten cel będę szczęśliwy. Często okazuję się, że za potrzebą posiadania konkretnych rzeczy kryje się potrzeba zauważenia i docenienia. Kupno samochodu lub piękny biust zaspokoją nam tą potrzebę na chwilę. Kiedy zachwyt otoczenia opadnie znowu zostaniemy z pustką, brakiem i chęcią nabywania nowych rzeczy. Dzieje się tak ponieważ niewłaściwie rozpoznajemy swoje potrzeby lub nie robimy tego w ogóle. Czy zastanawiałeś się kiedykolwiek dlaczego marzysz o tym lub o tamtym? Po co tak naprawdę jest Ci to potrzebne? Nazwij to sobie, wtedy będziesz zdecydowanie bliżej sukcesu.
Learn More